środa, 16 marca 2016

Rozdział 12


Jest mi okropnie gorąco, gdy budzę się następnego dnia. Chwilę zajmuje mi, żeby przypomnieć sobie jak znalazłam się w objęciach Matta oraz dlaczego śpię w jego pokoju. Gdy w końcu obrazy tego, co robiliśmy jeszcze parę godzin temu, zaczynają pojawiać się w mojej głowie mam ochotę zapaść się pod ziemię. Podnoszę z szafki telefon chłopaka i uświadamiam sobie, że za godzinę muszę być w szkole. Próbuję zdjąć z mojego pasa rękę blondyna, ale zaciska się ona jeszcze bardziej i słyszę zza siebie pomruk niezadowolenia.
- Nie wstawaj - szepcze mi we włosy, a następnie odchrząkuje, żeby pozbyć się chrypki.
- Muszę iść do szkoły - mówię, ale on nie reaguje - No dalej Matt, puszczaj.
- Nie chcę, jesteś ciepła - marudzi i w tym momencie, znów przypomina mi Daisy.
Udaje mi się w końcu odepchnąć jego rękę i wstaję, zbierając z podłogi moje ciuchy, które wczoraj tam rzuciłam. Przez cały czas, czuję na sobie jego wzrok, więc posyłam mu pytające spojrzenie.
- Podwiozę cię - mówi, a mi robi się dziwnie miło na jego propozycję.
- Nie musisz - rzucam trochę zbyt oschle, dlatego zaraz dodaję - Pojadę autobusem.
- Ale to zrobię - żąda, wnioskując po jego tonie. Powinnam być zła za to, że zawsze musi być tak jak on chce, ale nie mam siły na kłótnie z samego rana, a podróż samochodem wydaję się bardziej atrakcyjna, niż zatłoczonym autobusem.
- Jak chcesz - odpowiadam, gdy opuszczam jego pokój, zmierzając do swojego. Szybko wykonuję poranną toaletę i ubieram czarne obcisłe spodnie z wysokim stanem, a do tego szary top. Zarzucam na siebie dżinsową kurteczkę i schodzę na śniadanie. Mama właśnie rozkłada wszystko na stole, a Josh rozmawia z Daisy.
- Dzień dobry - mówię i wszyscy odwracają się w moją stronę, odpowiadając mi.
Siadamy przy stole, gdy dołącza do nas Matt. Ma na sobie czarne rurki i czarną koszulkę. Nie zauważa spojrzeń, które rzucają mu Hannah i Josh.
- Co ty tak wcześnie wstałeś? - pyta Josh.
- Podwożę Rose do szkoły - spojrzenia przenoszą się na mnie, a ja wgapiam się w moją herbatę.
- Ja mogłam ją podwi... - zaczyna moja mama, ale przerywa jej.
- Ja to zrobię - teraz naprawdę zastanawiam się, o co mu do cholery chodzi. Mama postanawia chyba odpuścić i zajmuje się swoim jedzeniem. Siedzimy w krępującej ciszy, więc gdy kończę jeść, oddycham z ulgą i wychodzę z kuchni, wcześniej odkładając talerz do zmywarki. Matt wstaje za mną i idziemy do jego samochodu. Czekam, aż otworzy drzwi, ale on stoi z zaciśniętą miną, przewiercając mnie wzrokiem.
- Umm... Matt? - pytam niepewnie, żeby nie zdenerwować go jeszcze bardziej. Cofam się, gdy robi krok w moją stronę, ale na moje nieszczęście, za mną znajduje się auto i teraz jestem uwięziona pomiędzy chłodnym metalem, a ciepłem bijącym od jego klatki piersiowej.
- Co ci mówiłem? - warczy, a ja unoszę głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Góruje nade mną dobre dobre dwadzieścia centymetrów.
- O co ci chodzi? - pytam niepewnie, a on śmieje się gorzko. Przybliża się tak, że nasze ciała się stykają i podnosi rękę odgarniając mi włosy za ucho. Przejeżdża palcem po mojej szyi, a ja drżę na ten kontakt. Musiał to zauważyć, ponieważ na chwile na jego ustach gości uśmiech, ale tak szybko jak się pojawia, tak szybko, zostaje zastąpiony grymasem złości. Jego oczy spotykają moje i gdy chcę odwrócić głowę, przytrzymuje mnie za policzki. Jego twarz znajduje się niebezpiecznie blisko mojej i gdy mówi, nasze usta ocierają się o siebie.
- Co mi wczoraj obiecałaś, skarbie? - otwieram szerzej oczy na to określenie, ale szybko się rehabilituje, marszcząc brwi w niemym pytaniu - Czego do kurwy, nie zrozumiałaś w zdaniu, nie zakrywaj tych pierdolonych malinek, co? - otwieram usta, ale nic z nich nie wychodzi. W tym momencie blondyn mnie przeraża - Nie słyszę!
- Przestań, Matt - tylko to udaje mi się wyszeptać, na co w jego oczach pojawia się jakiś dziwny błysk.
- Zawsze musisz wszystko zepsuć? Tak trudno było mnie posłuchać? - cedzi każde słowo.
- A może nie chciałam, żeby wszyscy je widzieli i zadawali pytania? - wykrzykuję, nabierając odwagi - Nie jesteś moim chłopakiem i nie masz prawa niczego ode mnie żądać! - przez jego twarz przebiega dziwny grymas, jakby bólu, ale muszę się mylić, bo niby dlaczego to co powiedziałam miałoby sprawić mu ból?
- To teraz uważnie posłuchaj - wzdrygam się, gdy niespodziewanie warczy mi do ucha - Jesteś tak bardzo irytująca, że mam ochotę wrzeszczeć za każdym razem gdy z tobą rozmawiam, ale dam ci szansę się poprawić. Jesteś moja. Rozumiesz? Tylko moja i masz to zapamiętać, bo zabije każdego chłopaka, który położy na tobie swoją pierdoloną rękę! Więc nawet nie próbuj z jakimś rozmawiać. A teraz idź ładnie poprosić swoją mamę, żeby cię zawiozła, bo jeśli z tobą pojadę to skończę, pieprząc cię na tylnym siedzeniu - kończy swoją wypowiedź, przygryzieniem płatka mojego ucha i odchodzi.
Wpatruję się jeszcze chwilę w jego plecy, gdy znika za drzwiami domu. Próbuję zrozumieć co się właśnie stało. Gdy zaczyna do mnie docierać, że podobało mi się, gdy mówił o tym, że jestem jego, zastanawiam się, czy wszystko ze mną w porządku. Odganiam łzy, napływające mi do oczu i idę poszukać mamy, chociaż i tak nie zdążę na pierwszą lekcję. Przez dupka, który robi ze mną co chce, a ja na wszystko mu pozwalam, tylko jeszcze nie wiem dlaczego. Albo wiesz, tylko nie chcesz dopuścić tego, do swojej świadomości. Podpowiada mi podświadomość, którą ignoruję. Znajduję mamę w salonie. Pomaga Daisy rozczesać włosy.
- Co ty tu jeszcze robisz? - pyta, gdy mnie zauważa.
- Podwieziesz mnie? Proszę - pytam i mam nadzieję, że nie będzie zadawać pytań. Oczywiście się mylę.
- Ale przecież, Matt miał cię zawieźć.
- Coś mu wypadło - wymyślam i widzę jak mama robi powątpiewająca minę - To co? Pojechałabym autobusem, ale już pewnie odjechał, a nie wiem o której jest następny - mówię żałośnie.
- Oczywiście, że zawiozę. Idźcie z Daisy do samochodu zaraz przyjdę.
Dziewczynka podchodzi do mnie i robi pocieszającą minę, a ja zastanawiam się czy naprawdę wyglądam, tak źle.
- Nie przejmuj się wujkiem. Był niemiły, prawda? - patrzy na mnie wielkimi oczami - Nie martw się, na mnie też kiedyś nakrzyczał, ale później przeprosił i przyniósł wielka czekoladę - posyła mi szeroki uśmiech i nawet nie wiem kiedy, ale poprawia mi się humor.
- Czemu jeszcze tu jesteście? - pyta kobieta, gdy wraca z torbą w ręku.
- Mamo, jesteś pewna, że Daisy ma tylko cztery lata, a nie czterdzieści? - pytam, na co mała wybucha śmiechem i ciągnie mnie za rękę w stronę samochodu.
- Chodźcie już! Spóźnię się.

W samochodzie panuje miła atmosfera, dzięki blondynce, ale gdy zostawiamy ją w przedszkolu, przypomina mi się zachowanie Matta i wpatruję się w ulicę, myśląc nad jego zachowaniem. Oczy pełne złości, które się we mnie wpatrywały i żyła pulsująca na jego szyi, uświadomiły mi, że chłopak naprawdę nie panuje nad swoim zachowaniem. Nie wiem czy potrafiłabym być z kimś takim na dłużej. Gdy ta myśl pojawia się w mojej głowie, orientuję się, że biorę pod uwagę to, że możemy zostać parą. W duchu śmieję się z siebie, bo to jest nierealne. Ponieważ wcale nie chcę być z takim dupkiem. Z tym przystojnym dupkiem, na którego widok serce bije mi szybciej.




Notka od autorki:
Hej! Nadal nie ma komentarzy... fajnie by było gdybyście po przeczytaniu coś zostawili.
Nie piszę dużo, bo biologia czeka, więc do następnego! :D

2 komentarze:

  1. Świetne opowiadanie, czekam na następny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. dziwne, że mama nie zauważyła, że sypiają w jednym pokoju;)

    OdpowiedzUsuń